Jaka to niewyobrażalna radosć dla recepcjonisty kiedy jest doceniany za swoją pracę.
Nawet wynagrodzenie nie jest ważne.
To,że lubię to co robię.
To,że inni widzą ,że sprawia mi to przyjemnosć.
To,że się rozwijam.Spełniam.Rozmawiam..nawet w języku migowym.
To,że goscie doceniają mój wysiłek jaki wkladam w rozwiązywanie ich problemów- przeróżnych..od zalatwienia ostatnich biletów w przeddzień opery ..po organizację mszy.
To,że pomimo jednoosobowego skladu recepcyjnego przy pelnym obłożeniu radzę sobie i goscie mówią ,że jestem swietna.
To,że zostawiają mi kontakt do siebie ,żebym ich odwiedziła jak będę za granicą.
To,że chcą mi mówić na "ty".
To,że działam prewencyjnie i nie zamawiam 'dziewczynek' dla pilota grupy o 4.30,który jest totalnie zalany ./Tak,tak. Nie zadzwonilam!Wiedzialam,ze on musi wstac o 6.30 i dalej przodowac grupie../
To wszystko sprawia,ze czuje sie w hotelu jak u siebie w domu.I pomimo wielokrotnego zmęczenia-czuję FLOW! Nawet największemu wrogowi,życzę takiego stanu.
Żeby cos bylo jednak z tego staff'u. Recepcjonista musi miec oczy szeroko otwarte,znac miasto lepiej niż taxi i mieć dużo pozytywnej energii. Chociaż by po to żeby nadrabiać umiechem braki związane z nieznajomoscia np chińskiego:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz